opiekawniemczech.pl

Nowotwór zmienia wszystko

Informacja o chorobie nowotworowej zawsze jest szokiem. Zanim się z nią oswoimy, nierzadko pierwszą i jedyną myślą jest świadomość nadchodzącej śmierci. Stawiamy sobie pytania: dlaczego ja, dlaczego właśnie mnie to spotkało, co zrobiłem źle, czego nie dopilnowałem?

Informacja o chorobie nowotworowej zawsze jest szokiem. Zanim się z nią oswoimy, nierzadko pierwszą i jedyną myślą jest świadomość nadchodzącej śmierci. Stawiamy sobie pytania: dlaczego ja, dlaczego właśnie mnie to spotkało, co zrobiłem źle, czego nie dopilnowałem? W tej jednej chwili pojawia się mnóstwo strachu i emocji, bo choć współczesna medycyna coraz lepiej radzi sobie z chorobami onkologicznymi, to jednak wciąż pokutuje przekonanie, że diagnoza mówiąca o nowotworze równa się wyrok.   

Nie inaczej dzieje się, kiedy informacja dociera do osoby starszej. Można byłoby przypuszczać, że wraz z upływającym czasem człowiek oswaja się ze śmiercią i powoli przestaje ona budzić lęk. Nic bardziej mylnego. Chyba nie ma nikogo, kto na wiadomość o nowotworze  nie zareagowałby przerażeniem, tym bardziej, że – nawet jeśli zupełnie podświadomie - walka z nim kojarzy nam się z bólem, dotkliwymi skutkami ubocznymi i powolnym, długotrwałym  umieraniem. Niemniej to nie musi tak być, bo należy pamiętać, że każdy organizm jest inny, każdy nowotwór jest inny i każdy pacjent inaczej poddaje się leczeniu, dlatego też niczego nie da się z góry założyć ani przesądzić. 

Na początku drogi niemal zawsze pojawia się ogromne zaskoczenie i obezwładniający lęk. Nasz mózg nawet nie jest w stanie spokojnie przyswoić takiej informacji. W jednej chwili zmienia się przecież niemal wszystko – zwykła codzienność, wszelkie plany i marzenia, które zresztą nagle przestają być ważne, musimy odłożyć na bok, aby zająć się leczeniem. To wtedy najczęściej pojawia się pierwszy, poważny kryzys. Niemniej po otrząśnięciu się z szoku, zaczyna się kolejny etap, podczas którego każdy reaguje i radzi sobie na swój własny sposób. Są osoby, które podejmują błyskawiczną walkę i całą swoją energię mobilizują do działania, ale są i takie, które wciąż czują obezwładniający strach, a nawet złość. 
Warto mieć jednak świadomość, że nawet jeśli chory z nastawieniem, że musi się udać, podejdzie do problemu bojowo, to po jakimś czasie może okazać się, że stres połączony z poczuciem bezradności, która na jakimś etapie dopada niemal każdego, może spowodować kolejny kryzys, a tuż po nim przyjść załamanie i rezygnacja. W tych okolicznościach jest to stan zupełnie naturalny i każdy ma do niego prawo, ważne jest, jak długo będzie trwał i czy pacjent na powrót podejmie walkę. 

Ogromnie ważnym czynnikiem podczas całego procesu leczenia jest oczywiście posiadanie pełnego zaufania do swojego lekarza, a wcześniej wybranie szpitala czy kliniki, która daje pacjentowi poczucie komfortu, że trafił we właściwe miejsce. Kiedy tak się stanie, to można osiągnąć spokój wynikający z poczucia, że lekarze zrobią wszystko co w ich mocy, aby choremu pomóc. 
Niestety podczas leczenia osób w podeszłym wieku pojawia się dodatkowy problem – niezwykle często stan zdrowia pacjenta nie pozwala na radykalne działania. Terapie, które z powodzeniem można stosować u ludzi młodych i silnych - tu ze względu na ryzyko muszą zostać odrzucone. Podawana chemia czy zlecona radioterapia zwykle jest słabsza, tym samym mniej skuteczna. Bywa też, że ze względu na niewydolne serce lub inne narządy wewnętrzne lekarze zmuszeni są do zaniechania operacji, nawet jeśli w innych okolicznościach jest ona wskazana, na przykład w celu usunięcia guza. To wszystko może niestety odbierać szanse na pełne wyleczenie. 
Każda z takich sytuacji jest oczywiście bardzo trudna i trudne są to decyzje, kiedy jednak szanse na wyleczenie maleją do zera, a kolejne działania należałoby już uznać za uporczywe, często uważane za nieetyczne, lekarze podejmują decyzję o objęciu pacjenta opieką paliatywną. Jej celem jest poprawienie jakości życia w ostatniej fazie choroby, łagodzenie jej objawów, likwidacja bólu, jak również wsparcie psychiczne i duchowe pacjenta.

Mówi się, że choroba nowotworowa dotyka nie tylko chorego, ale także jego bliskich. To prawda, ale trzeba zdać sobie sprawę, że pomimo obecności i wsparcia osób trzecich, każdy w swojej chorobie jest tak naprawdę sam i to w jaki sposób podejdzie do tej trudnej, zwykle nierównej walki, zależy już wyłącznie od niego. Chory musi dać sobie prawo do okazywania słabości i do przeżywania sytuacji po swojemu. Bardzo ważne jest, aby nie tłumił negatywnych emocji, a kiedy skumulują się, to potrafił skutecznie z nimi walczyć. Stres jest bowiem czynnikiem powodującym dodatkowe obciążenie. Psychologia zresztą wyraźnie twierdzi, że w walce z chorobami nowotworowymi ogromną rolę odgrywa właściwe nastawienie, bo kiedy pacjent zaczyna się poddawać, to choroba z nim wygrywa. Pozbycie się ciężaru emocji można osiągnąć na przykład poprzez płacz, szczerą rozmowę z kimś zaufanym, kto zrozumie problem (z bliskim, lekarzem, psychologiem, osobą duchowną), można je nawet wykrzyczeć. 
Tutaj nie ma zresztą jednej gotowej, uniwersalnej recepty, każdy musi wsłuchać się w samego siebie i postępować zgodnie z własną intuicją. Ważne jest także, aby podczas całego procesu leczenia, bez poczucia winy skupić się głównie na sobie, bowiem jakiekolwiek zaniedbania mogą okazać się dotkliwe w skutkach. 

Oczywiście nikt nie umniejsza roli rodziny, bo dając choremu emocjonalne wsparcie i poczucie, że nie został z problemem sam, czyli coś, co można potocznie nazwać „byciem zaopiekowanym”, równocześnie daje mu siły do walki oraz wiarę w jej sens. Czasem jednak bliscy zaczynają ciężko chorą osobę traktować z nadmierną, niemal nadopiekuńczą troską, niekoniecznie biorąc pod uwagę jej rzeczywiste potrzeby, a to w dłuższej perspektywie może okazać się męczące. Pojawiają się liczne propozycje pomocy, nachalne podsuwanie całego spektrum możliwości, alternatywnych rozwiązań, próby przemycania własnych pomysłów na leczenie, poklepywanie po ramieniu i wyrażane słowami „będzie dobrze” dawanie tak zwanej fałszywej nadziei. Co prawda to może pomagać, ale równie dobrze może wywoływać poczucie dodatkowego przytłoczenia, tym bardziej, że są osoby, które w zderzeniu z tak trudną sytuacją, jaką niewątpliwie jest choroba nowotworowa,  najbardziej potrzebują spokoju i pełnego skupienia się na leczeniu, a nawet rozmów o umieraniu, co bywa dla bliskich zupełnie niezrozumiałe. Warto więc zdać sobie sprawę, że postawa osób trzecich może okazać się kluczowa dla psychiki chorego, bo jeśli podejdą do sytuacji w sposób niewłaściwy, to - paradoksalnie – mogą u niego wywołać uczucie przygnębiającego osamotnienia.  

Bez względu jednak na zaistniałe okoliczności, zawsze warto zwrócić się do psychoonkologa, który zajmuje się pomocą osobom z chorobami nowotworowymi. Dzięki temu, że stoi z boku, nie jest w dany problem zaangażowany emocjonalnie, a przy tym posiada stosowną wiedzę, w tym doskonale rozumie co się z pacjentem w danej chwili dzieje – pozwala mu swobodnie wyrazić swoje myśli, lęki i obawy, zrozumieć rządzące psychiką mechanizmy i w rezultacie poczuć się nieco bezpieczniej. Bywa zresztą, że bliscy przerażeni są nie mniej niż sam chory, wówczas, bez poczucia dodatkowego obciążania ich swoimi wątpliwościami i strachem, łatwiej przychodzi mu otwierać się przed kimś zupełnie obcym. Zdarza się także, że chcąc rodzinie zaoszczędzić zmartwień, chory w ogóle nie informuje o tym, co się dzieje. To jest w gruncie rzeczy błąd, bo po pierwsze w ten sposób nie daje sobie szansy na dodatkową pomoc i wsparcie, a po drugie żyjąc z obciążeniem ukrywania choroby, wywołuje u siebie dodatkowy stres.  

Obserwując osoby, które w sposób bezpośredni zderzyły się z chorobą nowotworową, można zauważyć, że związane z nią traumatyczne przeżycia, zwykle skłaniają do zatrzymania się i przemyśleń. Pojawia się refleksja nad tym, co zdarzyło się w przeszłości, potrzeba powiedzenia tego, co ważne, wyjaśnienia, co nigdy nie zostało wyjaśnione. Dopiero po takim wewnętrznym „oczyszczeniu” zaczyna się odczuwać pewnego rodzaju ulgę. Oczywiście równolegle trzeba zmierzyć się z nieodłącznym dla tej choroby lękiem i strachem o przyszłość, o to,  jak będzie przebiegać leczenie, jaki będzie jego efekt, czy skutki uboczne będą bardzo dotkliwe, a wreszcie czy życie przypadkiem nie dobiega już końca. Warto zdać sobie sprawę, że rzadko kiedy udaje się to wszystko oswoić na tyle, aby nie odczuwać lęku przed niewiadomą, niemniej ogromna nadzieja, jaka towarzyszy chorym, jest ich paliwem i siłą napędową do zmagania się z trudami nowej codzienności.